ALEJO CARPENTIER

 

 

 

HARFA I CIEŃ

Czytelnik, Warszawa 1982

Przełożyły Karolina Wojciechowska i Janina Carlson

 

 

wersja hiszpańska

 

1. Harfa

str. 19-20

 

Świat był wstrząśnięty od podstaw. Masoneria wciskała się wszędzie. Zaledwie, czterdzieści lat temu — a cóż znaczy czterdzieści lat w biegu historii? — zmarli Voltaire i Rousseau, mistrzowie bezbożności i wolnomyślicielstwa. Przed niespełna trzydziestu laty pewien bardzo chrześcijański król został zgilotynowany — ot, tak sobie — przed oczyma tłumu ateuszy i republikanów w takt bębnów o tych samych barwach błękitu i czerwieni co kokardy rewolucyjne. Niezdecydowany co do swej przyszłości po bezładnych studiach obejmujących teologię, prawo cywilne, język hiszpański, francuski i łacinę, w znacznej mierze zwróconą ku poezji [-19;20-] Wergilego, Horacego, a nawet Owidiusza — nic co byłoby w owych dniach wielce przydatne dla zapewnienia sobie chleba powszedniego — zaczął bywać w błyszczącym towarzystwie rzymskim, które przyjęto go nader gościnnie za jego nazwisko, nie wiedząc, że często z braku pieniędzy na jedzenie w oberży, tym, oo najbardziej cenił ów młody człowiek — więcej niż dekolty pięknych dam, więcej niż tańce w salonach, gdzie pojawiała się już swobodna nowość walca, więcej niż koncerty sławnych muzyków w bogatych rezydencjach — było wezwanie majordoma do jadalni, gdzie w blasku kandelabrów, na srebrnych tacach, miała ukazać się obfitość przysmaków, których pożądał jego zadawniony głód.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 47

Papież przypomniał sobie, że Kolumb należał, tak jak i on sam, do trzeciego zakonu Św. Franciszka i że franciszkaninem był jego spowiednik, który pewnego popołudnia w Valladolid... Och, być tym skromnym braciszkiem, który owego popołudnia w Valladolid miał wielkie szczęście wysłuchania spowiedzi generalnej Objawiciela Planety! Co za olśnienie! Jakże musiała wypełnić się obrazami kosmicznymi uboga izdebka zajazdu, przeobrażona przez słowo Tego, który mówił, w Pałac Cudów!... Opowieść Ulissesa na dworze króla Feaków nie mogłaby, nawet z daleka, przybliżyć się perypetiami, w całym ich splendorze, do opowieści, jaka wyszła owego popołudnia z ust Tego, który z nadejściem nocy miał poznać tajemnice śmierci, tak jak znal za życia tajemnice Dalekiego Świata, nieznanego, a jednak nie obcego przeczuciom ludzi począwszy od “szczęśliwej epoki i szczęśliwych wieków, którym starożytni nadali nazwę złotych" — szczęśliwa epoka i szczęśliwe wieki wspomniane przez Don Kichota w jego przemówieniu do koziarzy...

 

wersja hiszpańska

 

2. Ręka

str. 52-53

Dla nich ostatnia spowiedź będzie wymagać niewielu stów. Ale ci, co jak ja dźwigają na barkach brzemię obrazów nigdy nie oglądanych przez ludzi, nie mających za sobą swej wielkiej przygody, ci, którzy jak ja wyruszyli w kierunku prowadzącym w Nieznane (a inni wyprzedzili mnie w tym, tak, powiem to, będę musiał powiedzieć, chociaż, aby lepiej mnie zrozumiano, nazwałem Kolchidą to, co nigdy Kolchidą nie było); ci, którzy jak ja przeniknęli do królestwa potworów, zdarli zasłonę z tajemnic, stawiali czoło furiom żywiołów i furiom ludzkim — ci mają wiele do powiedzenia. Mówić będą o rzeczach, które przecząc oczywistościom i ujawniając oszustwa, choćby powierzone pod sekretem spowiedzi, wzbudzą zgorszenie i stropią mnicha, który ich słucha. Ale w tym momencie, kiedy żyję — jeszcze żyję — w oczekiwaniu tego, który będzie mnie słuchał w rachunku ostatnim, jest nas dwóch w jednej osobie. Ten, co leży z rękami złożonymi już w modlitewnym geście, zrezygnowany i przygotowany — nie tak bardzo — na to, że śmierć wejdzie przez te drzwi, ten wewnątrz, który próbuje uwolnić się ode mnie, “mnie", który go otacza, więzi i chce zdusić, i woła głosem św. Augustyna: “Niezdolne już moje dało dźwigać krwawiącej duszy". Patrząc oczyma kogoś innego, kto podejdzie do mego łoża, widzę siebie niby ów dziwny przedmiot wystawiony na odpuście na wyspie Chios przez sprzedawcę w kapeluszu opasanym wstążką z wymalowanym na niej znakiem zodiaku: była to, rzekomo przywieziona z ziemi Ptolomeusza, jakby skrzynia o kształcie człowieka, a w jej wnętrzu znajdowała się druga skrzynia podobna do pierwszej, z kolei zamykająca w sobie zwłoki, którym Egipcjanie, z pomocą swej sztuki balsamowania, pozwolili zachować pozory życia.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 61-63

Według świadków bezspornie autorytatywnych istnieją na Dalekim Wschodzie rasy ludzi beznosych, o zupełnie płaskich twarzach, ludzi z dolną wargą tak wysuniętą, że aby spać lub bronić się przed żarem słonecznym, przykrywają nią cale oblicze; inne mają usta tak małe, że odżywiają się tylko przez słomkę; inne, pozbawione języka, porozumiewają się tylko za pośrednictwem gestów lub ruchów. W Scytii istnieją Panotiowie z uszami tak ogromnymi, że owijają się nimi, niczym peleryną, dla ochrony przed zimnem. W Etiopii mieszkają Skiapodzi wzbudzający podziw swymi nogami i szybkością biegu: wyciągnięci na ziemi, na wznak, stwarzają wokół siebie cień z pomocą stóp tak wielkich i szerokich, że mogą ich używać jako parasola. W takich to krajach są ludzie, którzy odżywiają się tylko zapachami, inni, którzy mają sześć rąk, i — największe dziwo! — kobiety rodzące starców, starców, którzy młodnieją i w końcu stają się dziećmi w wieku dojrzałym. Ale nie posuwając się aż tak daleko, przypomnijmy sobie, co nam opowiada św. Hieronim, doktor Kościoła, opisując fauna czy kozłonoga, wystawionego na pokaz w Aleksandrii, a przecież uczony ten był doskonałym chrześcijaninem wbrew wszystkiemu, co myśleli ludzie, zwykli kojarzyć takie stwory z baśniami pogańskimi. A jeśli wielu podróżnych chełpi się tym, że poznało Libię, pewne jest, że jeszcze nie wiedzą o straszliwych ludziach, którzy tam się rodzą bez głowy, z oczyma i ustami umieszczonymi w miejscu, gdzie my mamy sutki piersiowe i pępek. I w Libii żyją też tacy Antypodzi, którzy mają stopy odwrócone do tyłu i osiem palców, u nogi. Ale co do Antypodów, opinie są podzielone, bo niektórzy z podróżnych twierdzą, że lud ten przedstawia sobą nader niemiłą różnorodność: wielkogłowych, cyklopów, troglodytów, ludzi-mrówek, bezgłowców, jak również ludzi o dwóch twarzach, niczym Janus u starożytnych... Co się mnie tyczy, to nie wierzę, aby były to cechy Antypodów. Jestem przekonany — choć jest to moje bardzo osobiste przekonanie — że Antypodzi są zupełnie odmiennej natury: chodzi po prostu o tych, jakich opisuje św. Augustyn, chociaż biskup Hipony, zmuszony mówić o nich, bo wiek się wówczas o tym mówiło, zaprzecza ich istnieniu. Jeśli nietoperze mogą spać zawieszone na łapach, jeśli liczne insekty przechodzą w sposób zupełnie naturalny na sufit izdebki dla ladacznic, gdzie w tej chwili rozmyślam — podczas gdy kobiela poszła po wino do pobliskiej tawerny. — to mogą istnieć stworzenia ludzkie zdolne chodzić głową na dół, cokolwiek mówi czcigodny autor “Enchiridionu". Są akrobaci, co spędzają pól życia chodząc na rękach, i od krwawych wycieków nie pękają im skronie. Opowiadano mi też o derwiszach w Indiach, którzy wsparci na łokciach, z ciałem sztywno wyprężonym, mogą przeżyć całe miesiące z nogami do góry. Mniejszy to cud niż spędzić jak Jonasz trzy dni i trzy noce w brzuchu wieloryba, z czołem oplecionym algami, oddychając, jakby się znajdował w swoim środowisku naturalnym. Przeczymy wielu rzeczom, bo nasz ograniczony umysł każe nam wierzyć, że są niemożliwe. Ale im więcej czytam i uczę się, tym lepiej widzę, że to, co uznajemy za niemożliwe w myśli, możliwe staje się w rzeczywistości. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać opowieści i kroniki dzielnych kupców, wielkich żeglarzy — wielkich żeglarzy, zwłaszcza, jak ów Piteasz z Marsylii, podróżujący po morzu, biegły w fenickich sposobach żeglowania, który kierując swój statek na północ, z każdym rejsem coraz bardziej na północ, w swym nienasyconym pragnieniu odkrywania nowych szlaków, dotarł do miejsca, gdzie morze twardnieje jak lód z wierzchołków górskich. Myślę wszakże, że jeszcze przeczytałem za mało. Muszę znaleźć więcej ksiąg, zwłaszcza tych, które zawierają opisy podróży. Opowiadano mi, że w jednej z tragedii Seneki mowa jest o tym Jazonie, który płynąc ku wschodnim wybrzeżom Pontus Euxinus, na czele swych Argonautów, znalazł Kolchidę złotego runa. Powinienem poznać tę tragedię Seneki, bo zapewne wielce pożyteczne nauki w sobie zawiera, jak to wszystko, co napisali starożytni.

wersja hiszpańska

 

 

str. 74-75

W takim razie... mieszają się przed moimi oczyma, przekreślają i zarysowują się na nowo wszystkie znane mi mapy. Lepiej zapomnieć o nich, bo nagle wydają mi się bezczelne, chełpliwe i wbite w pychę swoją samochwalczą pretensją ogarnięcia wszystkiego. Lepiej zwrócić się ku poetom, którzy czasem, w dobrze odmierzonych wierszach, wypowiadali prawdziwe proroctwa. Otwieram książkę z “Tragediami" Seneki, która mi towarzyszy w tej podróży. Zaczynam czytać tragedię “Medea", która tak mi się podoba, gdyż tyle tam napisano o Poncie i Scytii, o szlakach podróżnych, o słońcach i gwiazdach, o konstelacji Kozy, a nawet Niedźwiedzicach, które kąpały się w morzach niedostępnych i zatrzymuję się przy końcowej strofie wzniosłego chóru, który opowiada o bohaterskich czynach Jazona:

...... Venient annis

saecula seris quibus Oceanus

uincula rerum laxet et ingens

pateat tellus Tethysque nouos

detegat orbes nec sit terris

ultima Thule (łacina)

Biorę pióro do ręki i tłumaczę, jak potrafię, na język kastylijski, którym władam jeszcze nie dość sprawnie, te wiersze, które wielokroć mam jeszcze cytować w przyszłości: “Przyjdą wieki późne tego świata, czasy kiedy Wielki Ocean rozluźni więzy rzeczy i otworzy się olbrzymia ziemia i nowy żeglarz, jak ten, który był przewodnikiem Jazona i którego imię było Tiphi, odkryje nowy świat, a wtedy wyspa Thule nie będzie ostatnią z ziem". Tej nocy dźwięczą mi w duszy harfy skaldów, opowiadających o wielkich czynach, tak jak dźwięczały na wietrze struny tej wielkiej harfy, jaką był okręt Argonautów.

wersja hiszpańska

 

str. 76

A przede wszystkim myślę o kwestii odległości. Długą musiała się wydawać żeglarzom podróż tam — taką jak zawsze wydaje się nam droga nie znana, którą nie wiemy, jak długo mamy iść. Ale naprawdę nie powinna być tak daleka od Ziemi Lodów (Is-land, jak się mówi w ich jeżyku, to jest Thile czy Thule starożytnych) ta inna ziemia łososia i winorośli, skąd zostali wypędzeni — i nie do wiary wydaje mi się, że mieli tak mato odwagi — przez garstkę pokrak bez mieczy, ani oszczepów.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 78-79

Moja ambicja powinna pozostać sekretem. Z tego wynika, że muszę przemilczeć prawdę. A przez konieczność milczenia zaplączę się w taką sieć kłamstw, ze tylko spowiedź generalna mnie z niej wyplącze i ujawni zdumionemu franciszkaninowi, który ma mnie wysłuchać, że rozpalając moją wyobraźnię myśleniem wciąż o tym samym, prześladowany tą myślą w dzień i w nocy, tak że nie mogłem otworzyć już książki, nie próbując znaleźć gdzieś w głębi jakiegoś wiersza, jakiegoś objawienia mego posłannictwa; szukając jakiejś przepowiedni, przystosowując oniromancję do interpretacji moich własnych snów, dochodząc przez to do konsultacji tekstów Pseudo-Józefa i Kluczy Alfabetycznych Pseudo-Daniela i oczywiście do traktatu Artemidora z Efezu, żyjąc w nieustannym niepokoju i gorączkowo nakreślając sobie projekty mniej lub bardziej fantazyjne, stawałem się stopniowo wielkim i nieustraszonym oszustem: tak, to jest to słowo. Tak, powiem, że patrząc na siebie samego w ostatniej godzinie, widzę, że inni, mniejsi krętacze, .znacznie mniejsi niż ja, znaleźli się za swoje drobne szelmostwa na stole tortur Świętego Oficjum. Bo niewiele ważą szalbierstwa tych, co oszukują zakochanego chłopaka sprzedając mu magiczne napoje miłosne, doradzają pomniejsze sztuczki czarodziejskie, sprzyjające nieuczciwym zamiarom, zalecają maści z niedźwiedziego sadła, tłuszczu wężowego, kolców jeża z dodatkiem ziemi cmentarnej, napary z kory strączyńca, zmielonego na pył dziobu tukana i hoi według recept zaczerpniętych z “Clavicula" Salomona; mało ważą intrygi stręczycielki nierządu i grzeszne inwokacje do Księcia Ciemności, zbyt zajętego poważnymi sprawami, by zwrócić uwagę na podobne głupstwa; niewiele ważą, powiadam, w zestawieniu z intrygami i szalbierstwami, którymi przez całe lata starałem się pozyskać Książąt Ziemi, ukrywając prawdę rzeczywistą za prawdami zmyślonymi, dodając autorytetu moim słowem cytatami zręcznie wyciągniętymi z Pism, nigdy nie zaniedbując błyśnięcia w trzeźwym zakończeniu fraz wieszczymi strofami Seneki:

... Venient annis

saecula seris quibus Oceanus

uincula rerum laxet... (łacina)

wersja hiszpańska

 

str. 84

Każda nadchodząca wieść o statkach portugalskich była dla mnie sygnałem alarmowym. Dzień i noc żyłem w lęku, że mi ukradną morze — moje morze — tak jak trzęsie się skąpiec z satyry łacińskiej na myśl o złodziejach.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 92-95

W tej pierwszej mojej rozmowie z tą, która (a za dużo miałem później powodów, aby kochać nazwę tego miasteczka) narodziła się w Madrigal de las Altas Torres [tzn. królowa], mówiłem o tym, co zawsze mówiłem przed wielkimi i możnymi; raz jeszcze przedstawiłem mój Tryptyk Cudów, moją alleluję olśniewających geografii, ale występując jako zwiastun możliwych zjawisk cudownych, rozwinąłem nową myśl, dojrzałą dzięki ostatnio poznanym lekturom, myśl, która, jak się zdawało, bardzo mojej słuchaczce przypadła do gustu. Opierając się na koncepcjach historii wszechświata, jakie przedstawiał Pablo Orosio, tłumaczyłem jej, że tak jak ruch niebios i gwiazd przebiega ze Wschodu na Zachód, tak samo monarchie świata przeszły od Asyryjczyków do Medów, od Medów do Persów, później do Macedończyków, a jeszcze później do Rzymian, potem do Gallów i Germanów, a w końcu do Gotów, założycieli tych królestw. Było więc rzeczą słuszną, abyśmy po wypędzeniu Maurów z Granady — co niewątpliwie nastąpi wkrótce — spojrzeli w stronę Zachodu, zgodnie z tradycyjną ekspansją królestw, posłuszną ruchowi gwiazd, i dotarli do rozległych i prawdziwych imperiów Azji — gdyż tylko okruchami królestw były te, jakie dotychczas ledwie dostrzegli Portugalczycy w czasie swych wypraw, żeglując po szlakach wiodących do Lewantu. Oczywiście powołałem się na proroctwo Seneki, tak fortunnie, że moja królewska słuchaczka okazała się dość pewna siebie, aby mi przerwać i zacytować z pamięci kilka linijek z tragedii:

Haec cum femineo constitit in choro,

unius facies praenitet omnibus. (łacina)

Ukląkłem przed nią i powtórzyłem te wiersze, twierdząc, że jakby o niej myślał poeta, gdy pisał: “kiedy górowała pośrodku chóru niewieściego" — chóru wszystkich kobiet świata — “twarze innych gasły przy blaskach jej twarzy". Słuchając mnie, jakby z rozkoszą leciutko zamrugała rzęsami, kazała mi wstać z klęczek, usiąść przy sobie i kawałek po kawałku zaczęliśmy odtwarzać w pamięci piękną tragedię... I tego dnia, poruszony śmiałością, do której nigdy nie czułbym się zdolny, wymówiłem słowa, jakby wypowiadane przez kogoś innego — te przemilczę w spowiedzi — które sprawiły, że wyszedłem z komnat królewskich dopiero, gdy zaczęły rozbrzmiewać pobudki w obozie. I od tego szczęśliwego wieczoru tylko jedna kobieta istniała dla mnie na świecie, który czekał jeszcze ciągle, abym to ja go zaokrąglił.

Wszelako świat niecierpliwił się, wyczekując tego zaokrąglenia. A jeszcze bardziej niecierpliwiłem się ja, na nowo zaplątany w głupie historie, kontrowersje, domysły, argumentacje, kruczki, dyskusje — wszystko gówno! — kosmografów, teologów, których próbowałem przekonać, że moje przedsięwzięcie jest realne i ze wszech miar korzystne, ale jak zawsze, jak zawsze, jak zawsze — nie mogłem ujawnić mego Wielkiego Sekretu: tego, który mi ujawnił mistrz Jakub tam, podczas białych nocy w Ziemi Lodów. Gdybym to powiedział — a nieraz z wściekłości omal tego nie zrobiłem — stropiłbym wielce tych, co mi się sprzeciwiali z takim zacietrzewieniem. Tylko że wtedy kandydat na Giganta-Atlasa pozostałby na poziomie byle marynarza, bardziej właściciela sklepiku niż studenta z Pawii, bardziej sprzedawcy serów niż pilota Coulona Starszego — a kto wie, czyby w końcu komu innemu nie powierzono dowództwa floty, którego pragnąłem dla siebie!

wersja hiszpańska

 

str. 106

 

A o drugiej w nocy w piątek Rodrigo de Triana rzucił swój okrzyk: “Ziemia! Ziemia!", który dla nas wszystkich rozbrzmiał jak Te Deum. Natychmiast zwinęliśmy prawie wszystkie żagle i dryfowaliśmy w oczekiwaniu dnia. Ale z naszą radością łączyły się pełne ciekawości pytania, co też tam znajdziemy. Wyspę? Ląd? Czy naprawdę dopłynęliśmy do Indii? Każdy żeglarz wie, że są trzy krainy Indii: Kataj i Cipango oprócz Wielkich Indii — Złotego Chersonezu starożytnych? — i wiele mniejszych, skąd przywozi się korzenie.

 

wersja hiszpańska

str. 112

 

W oczekiwaniu tego pragnę, tak, pragnę, aby Ewangelie nie odbyły już takiej podróży jak moje karawele. Słowo przeciw Słowu. Słowo Żeglujące na Wschód, które muszę ubiec, płynąc na Zachód. Niedorzeczny upór, który w końcu może zabić moje ciało i moje dzieło. Nierówna bitwa, bo nie wiozę z sobą Ewangelii na pokładzie, ani kapelana, który, przynajmniej, mógłby je głosić. Ogień bombard i rusznic skierowałbym przeciwko Ewangeliom, postawionym przede mną, gdybym mógł to zrobić!... Ale nie, pod swą złotą oprawą inkrustowaną drogocennymi kamieniami drwiłyby sobie z ognia armatniego. Jeśli Rzym Cezarów nie mógł dać im rady, tym mniej może teraz ten nędzny żeglarz, który o świcie, wyglądanym z upragnieniem, czeka na godzinę, kiedy słońce na niebie objawi mu, czy niepotrzebna była jego wyprawa, czy też, że może podnieść się z poniżenia w nieustającej chwale. Jeśli Marek, Mateusz, Łukasz i Jan czekają na mnie na pobliskim brzegu, to jestem raz na zawsze skończony. Przestaję być dla potomnośd Niosącym Chrystusa, by wrócić do tawemy w Savonie.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 126-127

Teraz naprawdę spotykałem królów — kilku królów, których tutaj nazywają kacykami. Ale byli to królowie na golasa (kto mógłby sobie wyobrazić podobną rzecz!) i królowe o obnażonych piersiach, a w miejscu przez kobietę zasłanianym z największą pieczołowitością, mające gałganek wielkości koronkowej chusteczki, z tych, jakich używają karlice, które w Kastylii trzyma się w pałacach i zamkach gwoli rozrywki oraz pilnowania infantek i dziewczynek szlachetnie urodzonych. (Dwory monarchów na golasa! Nie do pojęcia dla kogoś, komu stówo “dwór" od razu podsuwa przed oczy obraz pałaców, heroldów, koron i aksamitu, i purpury przywołującej wspomnienie rzymskiej świetności: “Patrzył Nero z Tarpei / jak płonie Rzym...").

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 135

 

I po uciechach, festynach, uroczystościach i zabawach otrzymałem najlepszą z nagród: list od Ich Wysokości, zapraszający na dwór, który w tym czasie znajdował się w Barcelonie, i — co ważniejsze — polecający mi organizowanie, od tej chwili, nowej wyprawy do ziem przeze mnie odkrytych. Nawet Cezar wjeżdżający do Rzymu na rydwanie triumfalnym nie mógł czuć się bardziej dumny niż ja!

 

wersja hiszpańska

str. 140-142

Opowiedziałem o tym, jak zobaczyłem w dniu 9 stycznia trzy syreny, w miejscu, gdzie było mnóstwo żółwi — syreny brzydkie, mówiąc prawdę, z twarzami mężczyzn, nie tak wdzięczne, rozśpiewane, radosne, jak te, które podziwiałem z bliska, niby Ulisses (straszliwe kłamstwo!) na wybrzeżach Malagueta. A ponieważ najważniejsze to zacząć mówić, żeby mówić dalej, w miarę jak ciągnąłem moją opowieść, robiąc kilka kroków do tyłu, aby słowa moje dźwięczały donośniej, z wolna wstępował we mnie zapał krasomówcy i kiedy słuchałem siebie samego, tak jak ktoś słucha kogoś innego, w ustach zaczęty mi błyszczeć nazwy najwspanialszych okolic z historii i bajek. Wszystko to, co mogło lśnić, dawać odblask, skrzyć się, zapłonąć, rozżarzyć, tworząc złudę proroczej wizji, spływało z moich ust, jakby za sprawą jakiegoś impulsu diabelskiej energii wewnętrznej. Nagle wyspa Hispaniola, przeobrażona grą moich słów, przestała być podobna do Kastylii i Andaluzji, rozrosła się, nabrzmiała, dosięgając baśniowych szczytów Tarsis, Ofir i Ofar, aż po granicę, w końcu znalezioną — tak: znalezioną... — cudownej krainy Cipango. I tam, właśnie tam, znajdowała się przebogata kopalnia, o której wiedział Marco Polo i o tym przyniosłem Wieść temu królestwu i całemu Chrześcijaństwu. Zdobyta została Kolchida Złota, ale nie w pogańskim micie tym razem, lecz w pełnej rzeczywistości. I Złoto było szlachetne i Złoto było dobre: “Genueńczycy, wenecjanie i wszyscy ludzie, którzy posiadają perły, drogie kamienie i inne cenne rzeczy, wszyscy je zawożą aż na kraniec świata, aby je wymienić na złoto, złoto jest najdoskonalsze; ze złota powstaje skarb i kto go posiądzie, zrobi z jego pomocą wszystko na świecie, co zechce, i nawet otworzy duszom bramy raju..." I w tej mojej podróży, w mojej cudownej podróży urzeczywistniło się proroctwo Seneki. Nadeszły późne

Venient annis

saecula seris quibus Oceanus

uincula rerum laxet... (łacina)

Na tym przerwałem opowiadanie, ponieważ doznałem wrażenia nieco przykrego —: może się pomyliłem — że Kolumba, prawie niedostrzegalnie mrugając powiekami, patrzyła na mnie z wyrazem: “Quousque tandem, Christoforo?..." Dlatego też podnosząc głos przeszedłem do spraw wyższego rzędu. I byłem, z łaski Ich Wysokości Tym, Który Otwiera I Daje Poznać Horyzonty O Jakich Się Nie Śniło; właśnie zaokrąglony został jak gruszka, jak pierś kobiety z brodawką ku górze — i błyskawicznie spojrzenie moje spotkało się ze spojrzeniem mojej Pani — świat, który Pierre d'Ailly, znakomity kanclerz Sorbony i Notre-Dame w Paryżu, widział jako prawie okrągły, prawie w postaci kuli, i przerzucony został most pomiędzy Arystotelesem i mną.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 162-164

A powinnością królów jest popierać takie dzieło i pamiętać należy, że Salomon łożył na trzyletnią wyprawę, jaką przedsięwzięły jego statki tylko po to, aby zobaczyć górę Sopora, że Aleksander wysyłał emisariuszy na wyspę Trapobana w innych Indiach, żeby mieć lepsze rozeznanie co do tej ziemi; i że Neron (dlaczego przyszedł mi na myśl ten okrutny prześladowca chrześcijan?) dokładał wielkich starań, aby się dowiedzieć, gdzie są źródła Nilu. “Jest rzeczą książąt podejmować takie dzieła". A ja, cóż... Nie znalazłem Indii korzeniodajnych tylko Indie Kanibalów, ale... do licha! za to znalazłem Ziemski Raj. Tak! Niech się stanie wiadome, niech wszyscy usłyszą, niech się rozejdzie Dobra Nowina po wszystkich chrześcijańskich kramach... Ziemski Raj znajduje się na wprost wyspy, której dałem nazwę Trinidad, w paszczy Smoka, gdzie wody słodkie, pochodzące z Nieba, walczą ze słonymi i gorzkimi — od licznych brudów ziemi. Widziałem go takim, jaki jest, i przemierzałem wzdłuż i wszerz, lecz nie w miejscu wyznaczanym mu przez kartografów — oszustów i oszukanych, którzy przenosili go to tu, to tam, ze swymi Adamami i Ewami, z Drzewem Wiadomości pomiędzy obojgiem, wężem stręczycielem, murami bez blanków, zwierzętami domowymi, zwierzętami drapieżnymi, a łagodnymi i garnącymi się do człowieka, i wszelkim dobrem, jakie każdemu jest miłe. Widziałem to. Widziałem to, czego nikt nie widział: górę w kształcie sutka piersi kobiecej albo, lepiej, gruszki z szypułką— ach, ty, o której pomyślałem!... — w samym środku Ogrodu Genezis, który znajduje się tam, a nie gdzie indziej. Wielu bowiem mówiło o nim, w końcu nie podając miejsca: bo nigdy nie natrafiłem... “na pisma łacińskie ani greckie, które dałyby świadectwo o położeniu Raju Ziemskiego na tym świecie ani nie widziałem go na żadnej mapie świata, a miejsce jego określano na podstawie hipotez. Niektórzy byli zdania, że mieści się u źródeł Nilu, w Etiopii, jednakże inni dotarli tam i nie potwierdzili tych przypuszczeń; św. Izydor i Będą, i Strabon, i mistrz historii scholastycznej, i św. Ambroży, i Duns Scotus, i wszyscy uczeni teologowie zgadzają siei że Ziemski Raj znajduje się na Wschodzie etc." -— “na Wschodzie", powtarzam, nie zapominając o et caetera, jako czymś nieokreślonym. Umiejscowiony;

zatem został na Wschodzie, na Wschodzie, który — nie mogło inaczej być — był Wschodem tak dalece, dopóki myślano, że istniał jeden możliwy Wschód, i Ale ponieważ ja dotarłem na Wschód płynąc w kierunku zachodnim, twierdzę, że ci, którzy tak uważali, popełnili błąd rysując mapy wysnute z fantazji, ulegając zwodniczym radom i opowieściom, bo w tym, co widziały moje oczy, znalazłem oznaki tego, czym może być jedyny, prawdziwy, rzeczywisty Raj Ziemski, taki, o jakim zdolna jest mieć wyobrażenie istota ludzka na podstawie Pisma Świętego — miejsce, gdzie rosną nieskończone ilości gatunków drzew, pięknych dla oka, o owocach rozpływających się w ustach; skąd wypływa ogromna rzeka tocząca swe wody wokół złotodajnej krainy, a złota, powtarzam obstając przy tym twierdzeniu, są tam złoża obfite, chociaż nie było dane dotrzeć do nich mnie, odkrywcy nieudolnemu, który nie odkrywa żadnej bogatej żyły, tak upragnionej... I po wymienieniu Izydora, Ambrożego, Dunsa Scotusa, teologów prawdziwych, kpiąc sobie z pośledniej miary teologów hiszpańskich, którzy zawsze byli wrogo do mnie nastawieni, odwołuję się do wiedzy Pliniusza, Arystotelesa i raz jeszcze do jasnowidztwa Seneki, aby oprzeć się na niepodważalnym autorytecie starożytnych, popartych— wśród nich Wergiliusz, zwiastun czasów nowożytnych — przez sam Kościół...

wersja hiszpańska

 

 

str. 169

Wszyscy Hiszpanie, nie wyłączając Galisyjczyków oraz Basków, których zawsze uważałem za zupełnie inne plemię, przysięgli mi raz i drugi, uważając, że tym sposobem ocalą to, co zdaniem Ezopa jest czymś najlepszym i najgorszym, co istnieje na świecie. Potrzebne mi było, żeby Kuba została kontynentem, i sto głosów oznajmiło, że Kuba jest kontynentem...

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 173

 

Poszukując kraju nigdy dotychczas nie znalezionego, który rozwiewał ci się jak zaczarowany zamek za każdym razem, kiedy głosiłeś zwycięstwo, byłeś przechodniem we mgle, widząc rzeczy, które do końca nie były zrozumiałe, porównywalne, wytłumaczalne w języku “Odysei" czy języku Genezis.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 175-176

Wyłoniłem się z mglistej przeszłości i zbliżam się .teraz — po czterech wyprawach Argonauty i tej ostatniej, nędzarza — do straszliwej chwili złożenia broni, splendorów, łachmanów. I chcą, żebym mówił. (…) Niech spowiedź moja ograniczy się do tego, co chcę wyjawić. Niech mówi Jazon jak w tragedii “Medea" [Seneka] — to, co ze swych dziejów podoba mu się opowiedzieć, językiem godnym poety, językiem modlitwy i puklerza, niech lamentuje i kaja się, aby zyskać większe pobłażanie i nic więcej...

 

wersja hiszpańska

 

 

3. Cień

str. 195-196

“Cisza, albo każę wyprowadzić krzykaczy" — mówi przewodniczący. I widząc, że spokój wraca: “Jak dalece pewne jest to, że Indianie byli kanibalami?" Zabiera głos brat Bartolome: “Zacznę od tego, że Indianie należą do rasy wyższej, jeśli chodzi o urodę, inteligencję i przedsiębiorczość. W zadowalający sposób spełniają sześć podstawowych warunków wymaganych przez Arystotelesa dla utworzenia doskonałej republiki samowystarczalnej". (“Teraz się okaże, że zbudowali Partenon i dali nam prawo rzymskie!" — wykrzykuje Leon Bloy). “Ale jedzą ciało ludzkie czy nie jedzą?" — pyta przewodniczący. “Nie wszędzie, ale jest rzeczą pewną, że w Meksyku znane są takie przypadki, zresztą raczej ze względów religijnych niż innych. Swoją drogą Herodot, Pomponiusz Mela i nawet święty Hieronim mówią nam, że ludożercy byli również wśród Scytów, Massagetów i dawnych Szkotów". “Niech żyją kanibale!" — wołają zgodnym chórem Leon Bloy i przeciwnicy Czarnej Legendy.

 

wersja hiszpańska

 

 

str. 197

Giuseppe Baldi prosi o głos i zaczyna mówić tonem łagodnym i pojednawczym: “Wybitny filozof francuski Saint-Bonnet..." “Był moim mistrzem" — szepcze Leon Bloy. “...w swej rozprawie »0 bólu« pod koniec XXIX rozdziału umieścił słowa, które chcę poddać waszej rozwadze: »Niewolnictwo było szkolą cierpliwości, łagodności, posłuszeństwa. Tylko duma nie daje Łasce przeniknąć w głąb duszy, a pokora, usuwając przeszkodę, otwiera jej drogę. Dlatego, w swej mądrości, człowiek starożytny znajdował w niewolnictwie jakby konieczną lekcję wytrwałości i rezygnacji, co go prowadziło do Wyrzeczenia, korony cnót i moralnego celu chrześcijaństwa".

wersja hiszpańska

str. 198-199

Brat Bartolome znów staje przed Trybunałem: “Jestem pewien, że gdyby nie sprzeciwiono mu się z całą stanowczością, co w końcu nastąpiło, w krótkim czasie wyniszczyłby wszystkich mieszkańców tych wysp, gdyż postanowił załadować nimi statki przybywające z Kastylii i Azorów, aby przedawać ich jako niewolników wszędzie, gdziekolwiek by się dało". Tym razem Leon Bloy otwarcie protestuje: “To jest proces ukartowany... Jestem pewien... Jestem pewien... Jaką wagę mogą mieć domysły tego łgarza?" “Kolumb rzucony na pożarcie dzikim bestiom!" — wołają przeciwnicy Czamej Legendy. Neron! Neron!" — jeden z nich godzi tym słowem w adwokata diabła, który ze śmiechem zaciska pięść, kierując kciuk, ku ziemi.

 

wersja hiszpańska

 

str. 206

Jakże ci zazdroszczę, paziu, większy wojowniku niż ja, choć na płycie twego grobowca przedstawiono cię czytającego księgę, być może dzieło starszego Seneki — podczas gdy ja, szukając wyraźnych proroctw zawartych w jego »Medei«, tłumaczyłem wieszcze strofy drugiego Seneki!...

 

wersja hiszpańska

 

 

str.209

 

“I pozwolono ci wejść do wagonu tak na golasa prawie, w stroju Neptuna?” “Nie zapominaj, że ty i ja należymy do kategorii Niewidzialnych. Jesteśmy przezroczyści. I takich, jak my, jest wielu, którzy z powodu swej sławy, dlatego że ciągle się o nich mówi, nie mogą zagubić się w bezkresie swej własnej przejrzystości i oddalić od tego podłego świata, gdzie wznosi się im pomniki, a historycy nowego pokroju pasjonują się szperaniem po najszpetniejszyćh zakamarkach ich życia prywatnego". “Wiem coś o tym!" “No i wielu ludzi o tym nie ma pojęcia, że często podróżują koleją, statkiem, w towarzystwie Greczynki Aspazji, paladyna Rolanda, Fra Angelico czy markiza de Santillano. Każdy, kto umarł, staje się Niewidzialny...

wersja hiszpańska

 

str. 213

I wspomniał Niewidzialny Senekę, którego “Medea" przez długi czas była jego ulubioną lekturą, utożsamiając siebie z Tyfisem, sternikiem Argonautów; mądre strofy nabrzmiały teraz dla niego proroczym sensem: “Tyfis miał odwagę rozwinąć żagle nad szerokim morzem | dyktując wiatrom nowe prawa... Dziś fale są zwyciężone, poddane prawom wszystkich | najwątlejsza łódź może przepłynąć widnokręgi | wszystkie granice zostały zburzone | i mury nowych miast wzniesione | na ziemiach nowo odkrytych. | Nic nie zostało takie jak przedtem | w świecie teraz w całości dostępnym". I gdy zaczęły rozbrzmiewać jasne dźwięki dzwonów w to rzymskie południe, powtórzył sobie wiersze, które wydawały się nawiązywać do jego własnego losu: “Tyfis, który uśmierzył fale | musiał oddać ster pilotowi mniej doświadczonemu | który z dala od rodzinnej ziemi | zstąpił do królestwa cieni | otrzymując tylko skromny grób..."

wersja hiszpańska